Jose Mourinho – kim tak naprawdę jest?

Żel aloesowy do pielęgnacji skóry twarzy

Jose Mourinho. Słynny The Special One, jak samozwańczo ochrzcił sam siebie Portugalczyk. Człowiek o niezwykle wybujałym ego, przez które znienawidziły go miliony kibiców na całym świecie, ale także, czego nie można mu odmówić, osoba o nietuzinkowych umiejętnościach trenerskich. Praktycznie wszędzie tam, gdzie przejmował posadę managera, wypełniał stawiane przed nim cele i to z nawiązką, no może poza Realem Madryt, w którym zdobycie legendarnej La Decimy przerosło nawet jego. Jednak w FC Porto, Interze Mediolan, nie wspominając już o Chelsea Londyn, której fani, jak i sami piłkarze skoczyliby za Portugalczykiem w ogień. Taka to postać. Dla jednych geniusz, którego umiejętności taktyczne doceniłby zapewne sam Napoleon. Dla innych szaleniec próbujący za wszelką cenę pokazać swoją wyższość nad innymi. Portugalczyk właśnie świętował swoje trzecie mistrzostwo Anglii ze wspomnianą wcześniej Chelsea. Świetna okazja, aby odnaleźć odpowiedź na pytanie, kim tak naprawdę jest Jose Mourinho?

Początek kariery

Życie młodego Jose Mourinho już od dziecięcych lat związane było z futbolem, wszak jego ojciec Felix był bramkarzem, który zaliczył nawet jeden występ w kadrze Portugalii. Jose także zapragnął zostać zawodowym piłkarzem, lecz w skutek braku zadowalających go postępów postanowił zamienić karierę futbolisty na pracę w zawodzie trenera. Do dziś krąży pewna legenda, jakoby Mou rozpracowywał rywali dla swojego ojca, gdy ten po zakończeniu kariery także zajął się trenowaniem.

Pierwsze szlify w nauce zawodu Portugalczyk pobierał w Anglii. Być może dlatego czuje się w Londynie jak w domu. Pobyt w ojczyźnie Shakespeare’a pozwolił mu nabyć jeszcze jedną bardzo ważną zaletę – umiejętność posługiwania się językiem angielskim, dzięki czemu zyskał posadę tłumacza samego sir Bobby’ego Robsona. Początkowo w Sportingu Lizbona, następnie w FC Porto, by w końcu rozpocząć pracę w Barcelonie, czego zresztą nie omieszkali mu przypomnieć kibice Blaugrany, gdy po latach Mourinho zawitał na Camp Nou już jako trener Realu Madryt. Ale do tej historii jeszcze wrócimy.

Pierwszym samodzielnym trenerskim wyzwaniem Jose Mourinho była posada managera Benfiki Lizbona, która z powodów braku porozumienia na linii trener-prezes zakończyła się zaledwie po miesiącu. Jednak właśnie dzięki temu krótkiemu okresowi pracy Portugalczyk zdołał zapaść w pamięci działaczom Uniao Leirii, z którą dzięki osiągnięciu piątej pozycji w Liga ZON Sagres w sezonie 2001/2002 Jose zdołał zakwalifikować się do rozgrywek o Puchar UEFA, co z kolei stało się trampoliną do jeszcze lepszego klubu. Z usług Mourinho postanowił skorzystać sam mistrz Portugalii – drużyna FC Porto, w której geniusz młodego szkoleniowca wypłynął na szerokie wody. Co prawda ekipa Smoków święciła triumfy na własnym podwórku, ale europejskie sukcesy pozostawały nadal w sferze marzeń. Kibice Porto z rozrzewnieniem wspominali rok 1987 i piękne zwycięstwo nad Bayernem Monachium, którego ozdobą był niezapomnianym gol Rabaha Madjera. Dzięki Jose Mourinho wszystkie te marzenia stały się faktem. W roku 2003 było to zwycięstwo w Pucharze UEFA. Jako ciekawostkę należy wspomnieć, że pierwszym rywalem w drodze po tytuł zespołu prowadzonego przez charyzmatycznego Portugalczyka był zespół… Polonii Warszawa. Natomiast w kolejnym roku FC Porto okazało się czołową ekipą na Starym Kontynencie, pokonując gładko w finale Ligi Mistrzów innego czarnego konia tamtych rozgrywek, AS Monaco (w stosunku 3:0). Wszyscy zapamiętają z tamtego sezonu zwłaszcza rewanżowy mecz 1/8 finału przeciwko Manchesterowi United, kiedy to Mourinho pozwolił sobie na niepohamowany atak radości, po tym, jak Costinha strzelił gola w doliczonym czasie spotkania i dał Porto awans do kolejnej rundy.

Chelsea Londyn

Następnym przystankiem na trenerskiej drodze Mou stało się Stamford Bridge i jego gospodarz – Chelsea Londyn. Wszystko za sprawą rosyjskiego właściciela The Blues, Romana Abramowicza, który postanowił właśnie The Special One powierzyć misję wprowadzenia Chelsea do europejskiej elity. A propos The Special One, tym mianem ochrzcił sam siebie Mourinho niedługo po tym, jak zjawił się w stolicy Anglii:

Proszę, nie nazwijcie mnie arogantem, ale jestem mistrzem Europy i uważam, że jestem The Special One.

Nowe otoczenie nie wpłynęło na Portugalczyka w żaden sposób deprymująco. Wręcz przeciwnie. Już w pierwszym roku pobytu w zachodnim Londynie Jose zdołał wygrać z Chelsea, pierwsze od pięćdziesięciu lat, mistrzostwo kraju i powtórzyć ten sukces w kolejnym sezonie. Jedyną skazą na wizerunku Jose Mourinho i ówczesnej drużyny The Blues pozostaje brak zwycięstwa w Champions League. Co prawda, podopieczni Mou dwukrotnie docierali do półfinału, ale w 2005 roku za silny okazał się Liverpool, który później triumfował w całych rozgrywkach (po pamiętnym finale z AC Milan), a w 2007 roku przyszła z kolei porażka z… Liverpoolem. Obie rywalizacje przegrane, co prawda o włos, ale na tym poziomie decydują szczegóły. Podobnych detali zabrakło także we wrześniu 2007 roku podczas zaledwie zremisowanego 1:1 meczu Ligi Mistrzów z Rosenborgiem Trondheim, co wraz ze słabym początkiem rozgrywek ligowych doprowadziło cierpliwość zarządu klubu, a w głównej mierze samego Abramowicza, do granic wytrzymałości, co dla Mourinho oznaczało otrzymanie wypowiedzenia. Portugalczyk nie pozostał jednak długo bez pracy. Chęć skorzystania z jego usług wyrazili włodarze Interu Mediolan, z prezesem Massimo Morattim na czele.

Inter Mediolan

I tak oto 2 czerwca 2008 roku Mourinho zawitał na San Siro. Pobyt we Włoszech wzbogacił, i tak imponujące już, trenerskie CV Mourinho o dwa nowe tytuły mistrzowskie i, co najważniejsze dla kibiców Interu, po raz pierwszy od czterdziestu pięciu lat puchar Ligi Mistrzów. Nic zatem dziwnego, że Jose zaczął być porównywany w Mediolanie do samego Helenio Herrery, który dla Nerroazurich stoi na równi z Bogiem.

Nie jest ważne jak gramy. Jeśli ty miałbyś Ferrari, a ja mały samochód i miałbym cię pokonać w wyścigu, to poprzebijałbym twoje opony i nasypał cukry do baku – Jose Mourinho o metodach prowadzących go do celu.

I w tym miejscu należy się na chwilę zatrzymać. Konkretnie wróćmy do pojedynku pomiędzy Interem Mourinho a Barceloną Guardioli. Właśnie to wydarzenie odcisnęło największe piętno na dalszej karierze The Special One.

Od tamtej pory Mourinho za wszelką cenę stara być lepszym od Guardioli, wszak przez ostatnie lata to właśnie Blaugrana pod przewodnictwem Pepa uchodziła za wzór zespołu kompletnego. Takie stwierdzenia dla wielkiego Mou to jawna potwarz, na którą jego wielkie ego nie może sobie pozwolić. Pomimo iż Mourinho wygrał starcie za sterami Interu, aby móc totalnie zdominować Katalończyka postanowił przyjąć posadę zaproponowaną mu przez prezesa Realu Madryt. Jak pokazał czas, decyzja ta zaczęła zmieniać genialnego trenera w szaleńca, który przekłada własne ambicje ponad dobro drużyny, którą prowadzi.

Dodaj komentarz